Rok minął, a ja dalej się przyglądam - rzeczom ważnym.


Choć każdy tekst, który autor tworzy, ma dla niego w danym momencie znaczenie (w innym wypadku, po co by pisał? - zakładam idealistyczną wersję świata i pisarstwa...), to tylko część z nich staje się wartością dodaną, która niezmienne trwa, nawet jeśli minie już jakiś czas. Powód jest prosty: mimo największej nawet szczerości (jeśli występuje) nie zawsze jesteśmy w stanie opowiedzieć coś kosmicznie przejmującego. Czy to znaczy, że lepiej nie pisać? Ależ skąd. Bo właśnie dzięki tym "momentom", których nie można wyczuć, powstają najważniejsze dla autora, i być może dla jego czytelników, teksty, przemyślenia, cytaty.



Dokładnie tak było z moim wierszem Zew z tomiku Przyglądam się. Dziś naszła mnie refleksja na jego temat. Piszę średnio kilka tekstów miesięcznie (czasem mniej, czasem więcej) i zdarza się, że do niektórych z nich nie wracam już tak chętnie, choć w pierwszym momencie były dla mnie istotne. Mimo sporej ilości nowych utworów, mimo zmian zachodzących w indywidualnej poetyce, mimo rozwijania warsztatu pisarskiego są takie miejsca w twórczości, które zapadają w pamięć na zawsze. I kocha się je, bo kocha się emocje, które przypominają.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
zew

gotuje się we mnie
dzika mocna herbata
parzona z ziół zbieranych
u stóp drapieżnych ptaków
czarna głębia
i wyrafinowana gorycz

z pasją spijam każdą kroplę istnienia
błądząc po pustyniach
z dala od ludzi
mój zew bycia człowiekiem
lekko wychyla się
zza nieważnych szczegółów codzienności
nawołuje piskiem jastrzębia
i płynie w przestrzeń
pobudzając ukryte w szczelinach stworzenia

wspólnie chcemy uciec
tutaj nasze głosy
powodują zamęt
przyprawiają o ból głowy
wspólnie chcemy zdążać
tam gdzie mieszka wiatr
po drodze zatrzymując się
by spoglądać w doliny pełne cudów
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Właśnie świętuję rocznicę powstania tego tekstu. Wciąż cieszę się, że ze mną jest, że wskazuje mi drogę, jest dla mnie wyznacznikiem tego, w którym kierunku w życiu chcę podążać. To dla mnie oczywiste, że życie może być dobre. 


Mam fajne życie


Ostatnio rozmawiałem ze znajomym i powiedziałem mu, że "mam fajne życie". Stwierdził, że jestem chyba drugą osobą, którą zna, która tak myśli, a pierwszą osobą, która mówi to wprost. Fajne życie to niekoniecznie życie bogate, takie, w którym na wszystko można sobie pozwolić. To życie pełne realizacji zadań, które kochamy, pełne pasji, poznawania siebie i innych, zachwytu nad dniem i nocą. To stabilizacja, która sprawia, że cieszymy się nawet, jeśli dzieje się coś niepomyślnego. To radość z faktu, że się żyje. Bo czy samo to nie jest cudem? Może właśnie to jest dobra recepta na szczęście.


Taka moja filozofia


Te znaki, drogowskazy, przypominajki są nam potrzebne. Zdarza się w biegu zapomnieć o wartościach, które nami powodują. Moim sposobem na odnalezienie siebie, na trzymanie się trasy jest przeczytanie takiego wiersza. Wyszedł z mojego serca i nikt mi nie powie, czy jest przekłamany, czy nie. Ja go do dziś noszę w sobie. I często cytuję jego fragmenty w głowie. Mimo wielu przewalających się myśli, wciąż wraca.


Komentarze