Recenzja tomu wierszy "Centaurydy" Enormiego Stationisa.

Krytykę przyjmuję, ale tę konstruktywną. Zwłaszcza interesuje mnie opinia ludzi, którzy także piszą. Korzystam z ich doświadczenia (często piszą dłużej, niż ja żyję na tym świecie), przez co wiele się uczę - powiedział w jednym z wywiadów Enormi Stationis (Bartosz Radomski). Otrzymałem jego tom wierszy pt. Centaurydy. A ja ani krytykiem się nie czuję, ani nie piszę dłużej niż autor na świecie żyje. I może nie znam się na wszystkich cudach tego świata, ale zostałem przez autora zapytany, co sądzę o jego debiutanckiej książce. Za przyzwoleniem więc wypowiem się, choć wypowiedź będzie to niejednoznaczna. Dziękuję jednak za furtkę w postaci krytyki konstruktywnej, którą autor pozostawił. Sam innej przyjmować nie lubię. No to ruszajmy!


Centaurydy to w ogólnym rozumieniu tom wierszy homoerotycznych. Moim zdaniem Enormi podjął się trudnego zadania. I to nie ze względu na mentalność sporej części społeczeństwa polskiego. Erotyki zawsze są gruntem niebezpiecznym, na którym łatwo się potknąć. Cóż bowiem jest piękniejszego od miłości i może być jednocześnie od niej bardziej banalne? Gdzieś pośrodku znajduje się idealne pole do tworzenia utworów miłosnych, erotycznych czy nawet (a to jeszcze większe wyzwanie!) homoerotycznych.

Nie spodziewałem się wierszy o dwóch mężczyznach leżących w pościeli, wyznających sobie miłość. Choć i takie obrazki w życiu geja przecież się zdarzają - człowiek, jak to człowiek, ma w sobie silną potrzebę akceptacji, bliskości i miłości. Jednak w tomiku postawiono akcent w innym miejscu. Powiedziałbym orgiastycznym. Autor zmieścił w tej niewielkiej książce opisy mitologiczne i współczesne. I nie ma co ukrywać, że równie dobrze mogłyby to być erotyki heteroseksualne - jak wiele w świecie miejsc, w których za darmo lub za drobną dopłatą można uzyskać dziś przyjemność? Czy tylko gejom takie miejsca są znane? Kłamstwem byłoby tak twierdzić...

Nie bójmy się pewnych słów. Autor wnika w świat darkroomów, saun, miejsc, w których nagi mężczyzna może spotkać nagiego mężczyznę. Nie ma tu miejsca na miłość agape. Raczej miłość "na gapę", jeśli już, bo zdążają w jednym kierunku, w kierunku zaspokojenia seksualnego. Potem pewnie wychodzą i nigdy więcej się nie spotykają. Nie ma w książce oceny dla takiej historii. Jest tylko stwierdzenie faktu. Opisanie rzeczywistości. I może ta odwaga autora urzekła mnie najbardziej...

Dla przykładu:

są takie miejsca,
gdzie ludzie rozumieją się
bez słów.

Zamroczeni nie widzą nawet
swoich twarzy.

lub

Kierowany twoim spojrzeniem
zbliżam się.
Pożądanie drzemie w nas.

Wzrok - silne światło
mnie oślepia.
Zamykam oczy.

Widzę czarną plamę.
Rozszerza się. Pulsuje.
W ciemności przyjemność
zdaje się być jeszcze większa.

Na początku tomu więcej jest nawiązań mitologicznych. Ta ekspresja seksualna ukryta jest pod maską centaurów. Ale to tylko zapowiedź tego, co ma się odbyć. I to może być również jakiś klucz do całości - Centaurydy kiedyś, ludzie dzisiaj. Tak samo niewyżyci i głodni przyjemności (gdyby zaspakajali się wzajemnie/ nie ginęliby jeden po drugim). Kiedyś uprawiali orgie na weselach i autor budzi je do życia dzisiaj poprzez wiersz Psychoza (szaleni mieszkańcy lasów (...) kołowrotek wprawiają w ruch).

W warstwie słownej czegoś mi brakuje. Za dużo banałów, wykorzystanych zwrotów codziennych. I choć poezja ostrego rżnięcia i darkroomów nie powinna być ładna w tradycyjnym ujęciu, to powinna rozkręcać czytelnika czymś więcej niż tylko erotyczną powłoką. Choć to może właśnie te wiersze, w których otwiera się przed nami wizja orgii są jednymi z lepszych pod względem konstrukcji. Kuleją zaś te, które z natury miały być bardziej... hmmm... romantyczne? (Delikatny dotyk ciągle wyczuwam na moim ciele...) Żeby nie powiedzieć liryczne, bo to złe określenie. Romantyczne. 

Dwa ciała to za mało.
Potrzebny jest świeży
kawałek mięsa.

Ten urywek doprowadza mnie do śmiechu. Ale to, mam wrażenie, dobrze. Bo chyba jednym z zamysłów autora (na pewno nie głównym) była chęć pokazania jak człowiek się zmienia pod wpływem bodźców seksualnych, jakie zwierzę potrafi się w nim obudzić. W momencie ekstazy robimy różne rzeczy, które potem uznalibyśmy zwyczajnie za głupie. Ale chęć przeżycia przyjemności jest tak silna, że zaczynamy szukać. Eksperymentować.

Potrzebny jest świeży
kawałek mięsa.

A mnie zabrakło mięsa między wersami. I nie jestem czepialski, nie wykorzystuję cytatów autora, żeby mu bardziej dogryźć. Pomysł na książkę dobry, ale wykonanie potrzebowałoby dopracowania. Od razu się przyznam: nie lubię wierszy, w których erotyzm buduje się przez zstępowanie w dół ciała partnera bądź błądzenie po nim (wydaje mi się to takie ograne). A taki również znalazłem.

moja ręka wędruje po twoim ciele

kolano
udo
podbrzusze
pępek

schodzi niżej
napełnia się
ożywia

Czy mam to sobie wyobrazić? Czy ma to stworzyć odpowiedni nastrój? Nie w smak mi ta wyliczanka. Wiadomo, czym się napełnia i ożywia ręka. Come on, no nie bądźmy dziećmi. Skoro wiadomo, to może lepiej by było wprost powiedzieć, co się ma na myśli, a nie tak lawirować między niedozwolonymi słowami, kiedy czytelnik sam już jest w stanie je wypowiedzieć. To trochę infantylne.

I właśnie na tym polega problem pisania erotyków, o czym wspomniałem na początku swojego, mam nadzieję, niezbyt zjadliwego tekstu. 

W pewien sposób rozczarowały mnie te wiersze. Są takie, które mają świetny potencjał. Wiersz o masturbacji. Ale znów - za dużo w nim dosłowności popartej zużytymi frazesami. A szkoda. Bo temat na wiersz wdzięczny i w takim tomiku mógłby być jednym z lepszych. 

Za to podobają mi się niektóre pointy. Mamy sytuację (nie)liryczną wiersza: dwóch facetów kocha się ze sobą, mają orgazm. Dobre jest to podsumowanie: W zalegającej na nas pianie nie narodzi się Afrodyta. Już mniej w nim dosłowności, jest jakaś finezja w tej dzikiej seksualności, która prowadzi nas przez cały tomik, jest ironia sytuacji. Chciałbym więcej takich fraz, mniej banału, na przykład takiego jak na poprzedniej stronie: nie zatrzymuję się/ wchodzę i wychodzę/ płonę. Ja wiem i ty to wiesz, ale czy musimy z tych prostych słów sklecić od razu wiersz?


Nie można powiedzieć, by graficzna część książki jako kompozycja artystyczna odbiegała od ogólnego zamysłu, co akurat jest dobre. Mamy strony z ilustracjami (abstrakcje, choć łudząco kojarzą się z męskimi narządami płciowymi lub stosunkami homoseksualnymi, ale może to efekt mojej spaczonej wyobraźni...;)), strony na czarnym lub czerwonym tle. Kolory odgrywają ważną rolę. Pobudzają zmysły. Prowadzą je w wiadomym kierunku. Warto się więc w tym wypadku odwołać do symboliki czerwieni i czerni. Czerwień to kolor pobudzający, kolor miłości, erotyki, pożądania, grzechu, energii, odwagi, ogólnie również symbol ludzkiego ciała. Czerń jest oznaką elegancji, pewnego wyrafinowania, ale również symbolem nocy, swoistego mroku, który może się czaić w zakamarkach ludzkiej duszy, a jeśli o seksualności i fetyszach mowa, to z pewnością barwa ta jest adekwatna dla niektórych części książki, zwłaszcza w tych, w których nie liczy się światło (bo przecież W ciemności przyjemność
zdaje się być jeszcze większa). Nie jest też tajemnicą, że barwy takie dominują w klubach o podtekście erotycznym czy też w domach publicznych. Zabiegi zastosowane w książce oddziałują na zmysł wzroku. Jest to pomysł ciekawy i warty uwagi, spójny z całością.

Autorowi życzę więcej mięsistych wierszy, kolejnych tomów i książek, którymi pokaże swój rozwijający się warsztat pisarski. Bo na pewno nie można mu odmówić języka odważnego i prowokacyjnego. Chciałbym, żeby był przy tym bardziej giętki i mnie, jako czytelnikowi, umiał zrobić dobrze. Słowami, rzecz jasna.

Komentarze