Polemizując z Mannem - rzecz o ranach

Pisze się, by utrzymać ranę otwartą.

Tomasz Mann
Czasem tak, zwłaszcza jeśli to jest rana spowodowana niezgodą na to, co się dzieje. Ale moim zdaniem pisanie też zasklepia to, co trzeba zamknąć. I dlatego warto słowami posypywać te otwarte rany, choćby nie wiem jak szczypało i bolało w trakcie. Następuje gojenie. Ale że twórca jest ogniwem wrażliwym, to wciąż coś tam się kaleczy, łamie. Więc pozostaje nieustannie otwartą raną. Można się przyzwyczaić i pokochać swoją wrażliwość, dając upust emocjom w akcie tworzenia właśnie.

Najważniejsze, by nie utrzymywać otwartej TEJ jednej rany, bo to zwyczajnie nie ma sensu. Budzi wątpliwości. Nie chcę przecież iść przez życie z raną, którą dodatkowo stymulować będę, żeby krwawiła. Nie będę grzebał paluchem, by zobaczyć, co tam jeszcze ze środka wypłynie. To nie ma sensu, bo kocham siebie i chcę dla siebie jak najlepiej. Poza tym są inne drogi tworzenia.
Chyba że w powyższym cytacie chodzi o inny typ rany - na ciele, duszy społeczeństwa. Poruszamy jakiś problem, by nie zagoiło się to, co nierozwiązane, niewyjaśnione. Żeby znów tego bałaganu, wraz z bandażami nie upchnął jeden z drugim pod dywan. Wtedy jak najbardziej - trzeba pisać, by utrzymać ranę otwartą, do momentu, gdy nastąpi uzdrowienie. Bo przecież celem pisania nie może być powodowanie choroby sensu stricto. Jego celem będzie raczej ukazywanie tej dolegliwości, obnażanie, trafna analiza i diagnoza, a potem wskazówki, jak dane uszkodzenie wyleczyć. I dlatego twórca odpowiedzialny i świadomy swojej roli nie powinien pisać o dupie Maryni (ulubione sformułowanie Moniki Sawickiej), choć często właśnie o tejże dupie media najgłośniej krzyczą. Ale trudne społecznie i psychologicznie tematy rozbrajać, ukazywać ze zdwojoną mocą, żeby ktoś, kto weźmie dzieło do ręki, wiedział, że tak, jak jest, nie jest normalnie. Bo przecież nie jest. A jeśli już dostaliśmy pewną wrażliwość w darze, to nie zamykajmy jej w złotym pudełku dla siebie i nie piszmy tylko o rzeczach wygodnych i ładnych. Artysta to trochę ktoś taki, kto czasem musi wsadzić paluchy w ranę (nie personalnie i dla własnego dyskomfortu), aby ta zaczęła krwawić i pokazała ogrom problemu. By rozdarła serca, dusze i myśli odbiorców. By wywołała niezgodę, a za niezgodą - reakcję. Czy to będą książki o przemocy rodzinnej, czy też wiersze o zranionej, skaleczonej, zakończonej miłości - każdy temat jest dobrym polem warsztatowym. Bo gdzie są ludzie, tam są emocje i przeżycia, rany. I potrzeba czegoś poruszającego nawet najcięższy kamień.


Tak sobie o tym wszystkim myślę w kontekście książek, które czytam, wierszy, które przeżywam. I tomiku, który aktualnie dla Was przygotowuję. Mowa o Nasileniu wiosennym. Oj, tak. Pisząc go, utrzymuję ranę otwartą. I w tym wypadku nie mam wątpliwości, że tak trzeba. Otwieram rany ogółu i swoje rany. Swoje leczę w trakcie tworzenia - rany ludzkie mam nadzieję, że będę miał zaszczyt leczyć po ukazaniu się książki.
Z całego serca dziękuję Ci, jeśli dotarłeś/ dotarłaś do tego miejsca. W tekście (bo najkrótszy nie jest), ale przede wszystkim w swoim sercu. Że świadomie chcesz leczyć swoje rany. To już jest dobry początek, nawet jeśli teraz czujesz się nieposkładana/ nieposkładany, z wieloma nacięciami. Jeśli teraz wykonasz pracę nad sobą, nad swoim podejściem do życia, to minie. Zostaną blizny. Może nie najpiękniejsze, ale szczere. A każda z nich będzie źródłem mądrości na przyszłość.


Komentarze



















  1. Ła ła ła otwartą raną to ja jestem cały czas i lubię jej dotykać czasami zabliźniam i jestem w innych kolorach a potem na nowo rozdrapuję życie .A co do dupy "maryni" to cały czas ona jest i krąży między nami niektórzy zakładają jej majtki a inni nie ...dupa w różnych sosach i zabarwieniach, pozdro. dla pani Moniki.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz