Przewrót majowy. W sercu i na punkcie zieleni.

Ja wam tak powiem. Z roku na rok coraz bardziej doceniam i podziwiam życie. Ktoś mógłby powiedzieć "puknij się w czoło, w życiu z roku na rok jest coraz gorzej". Przecież zawsze na koniec starego roku większość - podkreślam, większość - życzy sobie, "aby ten nowy był lepszy niż poprzedni". Kurde. A jak mój poprzedni był zajebisty? I ten ma być jeszcze lepszy? Wiecie, moja filozofia życia jest taka, że to w większej części od nas zależy, jakie życie prowadzimy. Ale nie do końca o tym chciałem.
Wiosna tego roku jest dla mnie odkryciem. Nie wiem, z jakiego powodu. Pewnie jest wiele czynników. Nowa książka, nowe emocje, nowi ludzie i nowe miejsca. Ale przede wszystkim masa uczuć (a jakich to wam nie powiem, bo tajemnica spowiedzi, choćby nieświętej, musi obowiązywać). Mieszkam sam i naprawdę czuję wiosnę. Wolność. To ja decyduję o moim czasie i moich planach. Chcę iść na rower - idę. Chcę poczytać książkę w parku - wychodzę i czytam. Chcę robić zdjęcia - robię. Nikt nie mówi co i kiedy.
To dziwne, ale mam wrażenie, że dwadzieścia siedem poprzednich wiosen zginęło gdzieś w zapomnieniu. No może nie całe dwadzieścia siedem, bo w ciągu ostatnich lat uczę się bardziej cieszyć wszystkim dokoła. Nie chodzę na żadne zajęcia ani na terapię. Jedyna terapia, która w tym momencie mi potrzebna to terapia radością i miłością.
Kiedyś, około siedem-osiem lat temu, dowiedziałem się przypadkowo, że człowiek jest istotą wartościową i ma coś takiego jak poczucie własnej wartości oraz akceptacja. I tu się zaczyna cały kłopot. Bo jednych z nas życie pokierowało w ten sposób, że nie musieli na własną rękę tego odkrywać, mieli to zapewnione, że tak powiem, w pakiecie, wraz z rodzinnym ciepłem i bezwarunkowym zrozumieniem. A innym tego nie dano. To nie znaczy, że nie można tych skarbów odkryć, zdobyć mimo takiego lub innego dzieciństwa.
Widzicie mnie dziś, tu i teraz. Jestem szczęśliwy. Dla niektórych pewnie obrzydliwie szczęśliwy/ zbyt naiwny. A ja wszystkim powiem, że nigdy nie widziałem tak pięknej wiosny. To nie znaczy, że wiosny tak pięknej nie było, tylko widocznie sam miałem problem z dostrzeżeniem pewnych cudów. Kiedy dziecko, tak jak ja w przeszłości, skupione jest na ostrożnym stąpaniu po życiu, wystraszone złymi kolegami między dzwonkiem a dzwonkiem z jednej strony, alkoholizmem i przemocą psychiczną w domu z drugiej, to nie dostrzega takich "pierdół" jak piękne niebo czy zapach kwiatów. Przynajmniej nie każde.


Każdy, kto doświadczył lęku w szkole/ domu - w tych najbardziej oczywistych dla okresu dorastania miejscach, poddaje się ciągnięciu wyuczonych schematów. Rozciąga je na kolejne, w pewnym sensie nowe, dziedziny życia - relacje partnerskie, budowanie rodziny, stosunki zawodowe w pracy. I przekazuje kod nieszczęścia kolejnym osobom i generacjom. Tak niestety bywa. Na szczęście nie musi być.
Nie jestem psychoterapeutą ani psychologiem. Nie jestem nawet coachem. Nie mam technik, które pozwolą Ci raz-dwa zmienić Twoje życie, więc nie oczekuj tego ode mnie. Jedyne, co mogę poradzić Ci, to zacząć pracować nad pewnością siebie, nad poczuciem własnej wartości. Większość dysfunkcji ma miejsce właśnie w tym punkcie i z niego się rozszerza. Jeśli nie masz pojęcia, jak rozpocząć taką pracę, to pamiętaj - zawsze możesz zgłosić się do psychologa lub pójść na grupę wsparcia dedykowaną osobom z konkretnymi problemami czy uzależnieniami.
Chcę powiedzieć Ci, że dwadzieścia siedem lat, by dostrzec, że wiosna jest przepiękna, to i tak bardzo wiele, ale lepiej późno niż wcale. Pamiętaj, nigdy nie jest za późno, by zrobić choć najmniejszy krok w celu uleczenia ran z przeszłości. Życie w szczęściu i spokoju to nie mit. To coś, co się zdarza dzisiaj. Nie mów mi, że to niewykonalne. Szczęście w życiu z powodu szczęścia, tak zwanego farta - w to nie uwierzę. Byłem ostatnią osobą, która mogła powiedzieć, że miewa w życiu szczęście. A jednak. Ktoś mnie natchnął do tego, by nie być biernym, uległym wobec sytuacji, którą mam w domu, by zacząć robić coś dla siebie. Polubiłem swoje życie. Pokochałem siebie. Wciąż uczę się siebie kochać. To trudna praca (hahaha), ale dzięki niej mogę otwierać się na innych. Wiem, że dzięki tej pracy wypuszczam w świat choć trochę więcej dobra. A to już naprawdę wiele.
Polub swoje życie. Pokochaj samego siebie. Nie mówię, że to sielanka. To droga, która wymaga złamania swoich przyzwyczajeń i przekonań na własny temat. Może wypowiedzą się też jakieś osoby, które mają ten etap, podobnie jak ja, w jakimś stopniu za sobą i dysponują większą wiedzą w zakresie psychologii? ;) Będę wdzięczny! :D

Komentarze

  1. W zakresie psychologii doświadczenie mam niewielkie, ot umiem podejść w odpowiedni sposób do pacjentów na masażu. Co to dużo pisać, masz racji i to całkiem duże trochę. Ale z drugiej strony też racji nie masz. Są życia i życia. I każde przeżycie jest odległe od innego. Fakt, sielanki nie ma. Nie ma się co oszukiwać, że będzie. Życie to nie tylko szczęście :) Podoba mi się ten wpis, dobrze że "odnalazłeś" siebie, swoją wartość i pewność siebie. Są tacy, co nawet mimo szczerych chęci i terapii tego nie zrobią, bo "życie" im na to nie pozwoli. Co do życzeń noworocznych, zawsze sobie życzę, abym dożyła do następnego roku... dużo tego życia w moim pisaniu.
    Podsumowując: dobrze, że sobie radzisz. Wiosennie, pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko się zgadza. Pisząc ten tekst, też czułem, że mam rację i racji nie mam :) Bo każdy poradzi sobie inaczej. Jednak doświadczenie (nie moje, ale osób, które spotykam) pokazuje, że często ten schemat - jak to schemat - jest powielany. Ten tekst napisałem nie po to, by oznaczyć wszelkie możliwe wyjątki - Bogu dzięki, że takowe występują w przyrodzie! - ale po to, by tym, którzy być może szukają odpowiedzi pomóc zrobić pierwszy krok w kierunku operowania nieba ;) Pozdrawiam ;)

      Usuń

Prześlij komentarz