Egzamin dojrzałości. "Dojrzałości"



Jeszcze raz się powtórzę. Strajk nauczycieli to batalia nie tylko pracowników szkół. Społeczeństwo również powinno być zaangażowane i wspierać to, co przyniesie im mierzalne korzyści.

Być czy mieć?


Ci, którzy rozumieją tę niewielką różnicę pomiędzy "być" a "mieć" (niestety nie jest ich zbyt wielu w ogólnym rozrachunku), popierają strajk, bo wiedzą, że dobra edukacja zależy od wielu czynników. To nie tylko walka o "piniądze", jak niektórzy twierdzą. To również walka o to, by ktoś ułożył sensowny program nauczania, taki, dzięki któremu młodzież nauczy się tego, co jest im potrzebne, ale przede wszystkim nauczy się korzystać z własnego rozumu.
Strajk nauczycieli jest idealną szansą, by wykazać się posiadaniem tego niezwykle cennego organu. Nie czytaliście podręczników do historii? Nie omawialiście na języku polskim lektur związanych z buntem, z walką przeciw systemowi? Cała literatura romantyczna tego narodu aż huczy od przykładów zrywów i walki z niesprawiedliwym systemem - innym, owszem, bo to były czasy zaborów, ale zmieniają się tylko czasy, natomiast wzorce pozostają jednakowe. Trzeba się kierować rozumem, ale i mieć kręgosłup moralny.

Skala zmartwień


To, że maturzyści nie podejdą być może do egzaminów maturalnych to jedno ze zmartwień. Myślę, że są zmartwienia większe. Jeśli młode osoby, zdające egzamin "dojrzałości", nie rozumiałyby, że walka o godność i właściwą formę edukacji w kraju, jest ważniejsza od terminowego podejścia do matur, to po co im w ogóle te matury zdawać? Chyba tylko żeby dostać się na uczelnie, z których wyjdzie kolejna szara masa ludzi z dumnie brzmiącym skrótem mgr. Chyba że studia coś w nich zmienią, nauczą wolności, myślenia, przestrzeni.
Niestety fakty są takie, że głównie tego problemu nie rozumieją dorośli, którzy już egzamin "dojrzałości" mają za sobą, zasiadają w radach, ministerstwach i innych komórkach organizacyjnych. Tworzą medialną propagandę, chcąc społeczeństwu zohydzić strajk i samych nauczycieli.

Maturę zdążyć zdać! To egzamin prawdziwej dojrzałości


Nie mam dzieci, tym bardziej nie mam problemu z nastolatkiem, który za chwilę miałby zdawać egzamin. Więc moje gdybanie może Wam się wydać nieistotne. Ale wiem, że gdyby moje dziecko było tegorocznym maturzystą, to bym mu tłumaczył, że są w życiu rzeczy ważniejsze niż egzamin dojrzałości. Ba! Może trudno w to uwierzyć, ale są rzeczy ważniejsze niż egzaminy na studiach w trakcie sesji! (swoją drogą, strasznym byłbym rodzicem, co?) Naprawdę nie każdy egzamin zdałem za pierwszym razem! Co nie znaczy, że czuję się z tego powodu gorszy. Życie pokazało mi, jak wiele bardziej istotnych jest spraw niż dobra ocena (choć w tym wąskim okresie edukacji, to ona wydaje się być wyznacznikiem wszystkiego). Nie idźcie tą drogą. Nie oceny i egzaminy są ważne, a pasja i wolność. Te znajdziecie wbrew programowi, a nie w ramach niego.
Jeśli czegoś Was ta cholerna szkoła miała nauczyć, to właśnie tego. Że w życiu trzeba walczyć o swoje i nie uginać się pod naporem opinii innych. Sprzeciwiać się manipulacji i propagandzie. Bo to ma być egzamin dojrzałości, a nie "dojrzałości". Mamy do czynienia z ważną lekcją historii - tylko jak się ona zakończy?

Foto: Pixabay