Jutro wrzesień. Się zaczyna.

Jutro wrzesień. się zaczyna (złotawy i tralalala miły...). Oczywiście szacun dla artysty, którego tutaj mimochodem przywołałem. Spojrzałem na kalendarz ścienny w moim pokoju. Przedstawia przepiękne, przykuwające oko krajobrazy. Tylko że... no właśnie. Zatrzymał się na lipcu (jak go ostatnio w lipcu przekładałem, kartki musiałem przewracać od kwietnia). Dobrze, że od kwietnia dwa siedemnaście, a nie szesnaście. Może po prostu za rzadko dbam o wystrój ścian?


"Nikt nie jest stary, na złom zegary wszystkie"


W życiu nie sprawdziłaby się w moim domu instytucja kalendarza-zdzieranki, czyli tego z kartkami do zrywania codziennie. To jakiś obłęd, żeby wchodzić do kuchni albo salonu, albo przedpokoju (o kiblu nie wspomnę!) i wciąż przypominać sobie o ubywającym roku. O czasie, którego ubywa. Dni i tak mijają. Ale ja nie lubię mieć tego pod kontrolą. To znaczy wiedzieć, że dziś był np. dwunasty, jutro będzie trzynasty (Boże, za dwa dni mija połowa miesiąca, jak ten czas leci!). Lubię czerpać z nich jak najwięcej, lubię wiedzieć, że poświęciłem się czemuś ważnemu, moim pragnieniom, realizacji marzeń, pracy czy wypoczynkowi (samemu lub z przyjaciółmi). Wiecie, że wtedy odczuwam, że dni płyną wolniej? I jestem jakby zdrowszy?



Nikt mi tego nie powiedział, ale sam zacząłem rozumieć, chyba w wyniku przystosowania się mojego gatunku do środowiska i warunków, że skoro czas ucieka, to trzeba go jak najmądrzej wykorzystać. Z pewnością nie myśleć o jego nieustającym pulsie, bo można by zwariować. Co zrobić, żeby umierając nie żałować życia? Przeżyć je z największą pasją. Kochać je. Pokochać siebie i kochać innych. Doświadczać emocji. Dobrych i złych. Bo dobre nas motywują, złe uczą i wyposażają do dalszej drogi. Jedne i drugie są tak samo potrzebne. Żałować można, że się coś straciło, że przegapiło się życie. Katarzyna Figura, polska aktorka teatralna i filmowa, dodałaby do tego, że umieranie ze świadomością, że przeżyło się piękne życie, w którym niczego się nie żałuje, to chyba największa radość. I może warto to przemyśleć.


"Kalendarz w ogień! Niech żyje młode życie"

Wiadomo, że nikt nie chce myśleć o śmierci. Boimy się jej. Ale ona nadejdzie. Więc tym bardziej dołóżmy starań, by skarby, które zostały nam dane wykorzystać jak najlepiej. By jak najwięcej ludzi, myśli, miejsc poznać. Pokochać książki, filmy, fotografie. Dać miłość sobie, ludziom, zwierzętom, roślinom. Kiedy tak o tym myślę, to dochodzę do wniosku, że jestem na jakiejś drodze ku celowi, ale wciąż za mało... żyję. Chcę bardziej. Chcę móc więcej napić się miłości i dobroci. Chcę oddawać je ludziom, chcę darzyć uśmiechem, pocieszać, umieć wspierać, być przyjacielem. A kiedy trzeba być konsekwentnym, ucinać relacje z natury toksyczne, walczyć o swoje dobre imię, marzyć i mieć siłę spełniać marzenia wbrew ludziom zawistnym.

a teraz cieszyć chcę się i grzeszyć
za szczęściem gonić
dopóki płonie we mnie ten ogień jeszcze
ust do śpiewania do całowania
serce gorące me do kochania

po to na świecie jestem

(Brathanki, Wreszcie się ustatkuj)

No i powstaje kolejne pytanie, a raczej zagadnienie. Gdyby wszyscy ludzie chcieli TAK żyć, spalić kalendarze i stresy, oddawać się dobrym emocjom, czy byłyby jakiekolwiek okazje do zawiści? Zobaczcie, kochani, ile rzeczy, spraw, tematów przed każdym z nas w życiu do odkrycia. Ile pozytywów. Kurczę... piękne życie jest naprawdę trudne. Ale warte podjęcia trudu, bo otrzymujemy za to wspaniałą nagrodę: satysfakcję na długie, długie lata.

Pewnie zmienię stronę w kalendarzu. Ale może na sierpień...? Wolę popatrzeć na ładne krajobrazy na ścianie (po co marnować kartki?) niż pędzić za czasem, którego i tak się nie dogoni. I tak tam, gdzie trzeba, dosięgnie nas. Na dokumentach, w pracy, przy płaceniu rachunków. To konieczność. Ale życie jest o wiele szersze. Więc otwórzmy się na nie, nawet wbrew regułom, w które dla zasady pewne zasady (lub kwasy) próbują nas wcisnąć.

Do tych wszystkich przemyśleń dołączam Wam piosenkę zespołu Brathanki.

https://www.youtube.com/watch?v=LuEZtUzyVLU

Komentarze