Metafizyko, dobry wieczór! (Post nieplanowany)

Dreszcze mnie przeszły. I fala gorąca. Emocje. Wiedziałem. Ja po prostu wiedziałem, że gdyby żyła, to bylibyśmy pokrewnymi duszami. Nie żyje. A we mnie wywołuje lawinę emocji, lawiny i lawy wewnątrz duszy. Kalina Jędrusik. Dziś ponownie poczułem, że nie ma w życiu przypadków. Jest metafizyka i porozumienie, które artystów w żaden sposób nie ogranicza.


Dokładnie 26 lat temu, 07.08.1991 roku zmarła wielka artystka, aktorka, gwiazda Kabaretu Starszych Panów, nosicielka wątku lirycznego w poezji Jeremiego Przybory, Kalina Jędrusik. Zmarła na atak astmy oskrzelowej. 

W 26. rocznicę śmierci Kaliny ma miejsce premiera Operacji niebo. Nie byłoby w tym nic szczególnego, gdyby nie kilka faktów.

Kalina Jędrusik zawsze była dla mnie kimś magicznym. Jej głos wprawia w drżenie najczulsze miejsca, zakręty i podwórka mojej duszy. Nawet piwnice. Jej bezpretensjonalność wobec sztuki i wobec życia w ogóle inspirowała mnie. Żałowałem nieraz, że nie urodziłem się w czasach, gdy ta kobieta obdarowywała świat, a w szczególności Polską Rzeczpospolitą Ludową, swoim talentem. Czy obdarowywała tych, którzy tego chcieli... - to już inna sprawa. Dla mnie jest gwiazdą. Jest magią. 

I to wcale nie dlatego, że "w niej jest seks". Miała o wiele więcej do zaoferowania. A że została obwołana pierwszą wampirzycą PRL-u... Ludzie (heh...).

Pisząc "Operację niebo", chciałem zamieścić w książce rozdział poświęcony żyjącym i zmarłym artystom, którzy są najbliżej mojej duszy. Nie jakiś tam wielki alfabet. Kilka nazwisk tych, którzy do obłędu potrafią mnie poruszyć i albo znam ich osobiście (bo są przyjaciółmi), albo nie poznam nigdy (bo już odeszli). Wśród tego wyboru znalazła się właśnie Kalina Jędrusik. Ale to jeszcze nie wszystko.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------

Kalina zamawia melbę i szampana

upija się do śmiechu w an(g)ielskim barze
pamięta by już nigdy więcej nie pokochać żadnego
kota. one jak mężczyźni przynoszą jej
rozczarowanie. może i pewnych rzeczy nie robi się kotu
ale przecież to nie ta bajka. wyszła
i nigdy nie wróciła by zawiązać kolejny krawat
choć tak nie wypada. ze śmiechem dodaje: kobiecie.

kalina wciąż wynurza się z piany
jak Wenus niegdyś wynurzyła się z ekranu

monologiem tańczy na ponętnej krawędzi kieliszka
a właśnie że będę niemoralna odpowiada soczystym
biustem

okrywa się skrzydłami i odchodzi by dalej śpiewać
ślepym aniołom

-----------------------------------------------------------------------------------------------------

Wiersz, który jej poświęciłem (Kalina zamawia melbę i szampana) w liryczny sposób opowiada o jej śmierci. Nie tylko. Kalina siedzi w an(g)ielskim barze i upija się do śmiechu. Kalina jako artystka, nawet po tamtej stronie, jest dla mnie wiecznie żywa. Metafizyczna. Ponadczasowa. A jej głos rozbrzmiewa i pociesza. Naprawia serce.

Wstrząsnęła mną informacja, że to właśnie dzisiaj, w dniu premiery tak ważnej dla mnie książki, ma miejsce rocznica śmierci mojej pokrewnej duszy. Dusza może być pokrewna, nawet jeśli ciała się ze sobą za życia nie spotkały, a z Kaliną właśnie tak mam. Gdyby było inaczej, nie powstałby ten wiersz. Ten dzień i ta data (zupełnie nieplanowane!) są potwierdzeniem dla mnie jako autora. Ten tekst musiał powstać. Musiał znaleźć się w Operacji niebo. I ostatecznie: pisanie to coś więcej niż składanie liter. To jedność myśli wykraczająca poza ramy ludzkiego umysłu. Pisanie pozwala dotknąć nieba.

Po prostu musiałem, musiałem o tym napisać. Takich chwil nie wolno przespać.

Kalino, nie odchodź, lecz śpiewaj nam.

Komentarze